Bez wahania można stwierdzić, że pod światłym kierownictwem artystycznym duńskiego reżysera Kaspera Holtena i muzycznym Antonia Pappano ROH Covent Garden jest aktualnie najlepszą i, wedle mnie, najważniejszą sceną operową świata. Odwaga repertuarowa, intrygujące realizacje sceniczne i często bezbłędne decyzje obsadowe stawiają ten teatr zdecydowanie na pierwszym miejscu w Europie. Do tego trzeba dodać znakomitą merytorycznie oprawę transmisji telewizyjnych i kinowych.
"Roger" przygotowany przez obu dyrektorów ROH jest kolejnym na to dowodem. Przedstawienie Holtena, moim zdaniem, dobitnie unieważnia obiegową opinię mówiącą, że dzieło Szymanowskiego jest nad wyraz statyczne sytuujące się bardziej w obrębie oratorium czy symfonii wokalnej niż dzieła teatru muzycznego.
Duński reżyser podkreślał w przedpremierowych wywiadach, że dzieło Polaka jest bardzo osobiste i przez to tak bardzo uniwersalne. To, co Holten powiedział w mistrzowski sposób przełożył na język sceny.
Rogera od początku poznajemy przede wszystkim jako mężczyznę o nieostrej tożsamości - niepewnego, niedookreślonego i targanego sprzecznymi emocjami. Nie sposób, rzecz prosta, odczytać opery bez świadomości, że obaj jej twórcy - kompozytor Szymanowski i twórca libretta Jarosław Iwaszkiewicz - byli młodymi, wkraczającymi w świat przeżyć erotycznych, homoseksualistami. Orientacja seksualna i cała sfera wrażliwości z nią związana konstytuuje tytułową postać i jest tu podstawowym kluczem interpretacyjnym bez którego nigdzie się w "Rogerze" nie wejdzie.
Pasterz pojawia się jako figura dwuznaczności płciowej - szerokie białe spodnie i łososiowy połyskliwy płaszcz wprowadza niepokój do świata spokojnych i przejrzystych reguł. Rogera widzimy w neutralnym męskim stroju, Roxana się pojawia w uczesaniu i ubiorze zgodnym z obowiązującą damską modą lat 20 XX wieku. Pasterz uwodzi otoczenie, a w szczególności Rogera. Uwodzi nie tylko ideą i energią, ale nade wszystko charyzmą. A między charyzmą a seksualną zmysłowością przebiega bardzo cienka granica. W fascynacji Rogera Pasterzem komponent seksualny jest bardzo silny, choć napięcie między nimi reżyser konstruuje niezwykle delikatnie i precyzyjnie tak, aby na chwilę historia nie popadła w dosłowność.
Mariusz Kwiecień (Roger), Saimir Pirgu (Pastrz) i Georgia Jarman (Roxana) |
Czy uwodzenie tłumów przez mniej lub bardziej fałszywych proroków nie ma aby silnego, nie zawsze uświadamianego, podłoża seksualnego? Holten zdaje się odpowiadać twierdząco. Niektórzy badacze wysuwali opinie o silnie homoerotycznym podłożu niemieckiego faszyzmu, którego publiczne celebracje, atrybuty i spektakle pełne były fallicznej symboliki, kultu fizycznej (przede wszystkim męskiej) tężyzny i rozbuchanego testosteronu, który miał dosłownie uwieść jednostki "miękkie" - niepewne, podatne na wpływy, zafascynowane siłą i determinacją.
Paterz w spektaklu Holtena ze sceny na scenę przeobraża się z religijnego przewodnika poprzez kusiciela suflującego niespokojne myśli, emocje i psychologiczne terytoria po dyktatora w ostatnim akcie. Palenie książek dopełnia świata zmierzającego ku aintelektualnej pokusie.
I w gruncie rzeczy interpretacja Duńczyka mrozi krew w żyłach, bo, jak się wydaje, ludzkość wcale w pełni nie odrobiła lekcji z dwudziestowiecznych totalitaryzmów. Wciąż czyhają na społeczeństwa pokusy i fantasmagorie zwodniczych proroków.
Londyński "Roger" stoi na fantastycznym poziomie muzycznym. Przede wszystkim za sprawą fenomenalnie grającej orkiestry ROH pod batutą Antonia Pappano, który rozczytał partyturę w detalach i niuansach. Ten niezwykły idiom Szymanowskiego przewijający się przez większość jego dzieł - od utworów skrzypcowych po "Rogera" - w żadnej wersji "Króla Rogera", które dane mi było wysłuchać - nie dotarł do mnie z taką intensywnością.
Przedstawienie Kaspera Holtena uświadomiło nam też jak ogromne znaczenie ma w operze Szymanowskiego postać Pasterza. Śpiewak powinien uwodzić swoją sceniczną charyzmą, ale i słonecznym, jak na Sycylię przystało, głosem. Albańczyk Saimir Pirgu radzi sobie pod względem wokalnym dobrze, choć nie na miarę rangi jaką nadaje mu interpretacja Holtena. Pod względem językowym zaciemnione pozostają całe partie tekstu. Przyszło mi do głowy, że ciekawym posunięciem obsadowym byłby udział włoskiego tenora Vittorio Grigolo...
Georgia Jarman w roli Roxany budzi uznanie przede wszystkim pod względem czysto wokalnym. W spektaklu postać Roxany staje się właściwie marginalna, bo i taką rolę uzyskuje kobieta, która, niczym nieproszony gość, porusza się w świecie męsko-męskich gier o dominację, polityczne i ideowe wpływy. A ponieważ w jej śpiewie mogłem zidentyfikować, być może, co dziesiąte słowo miałem wrażenie, że jej rola to jedna wielka wokaliza. W związku z powyższym w żadnym wypadku amerykańska śpiewaczka nie wytrzymuje porównania z interpretacją Elżbiety Szmytki w nagraniu Simona Rattle'a.
Z każdą sceną, gestem i frazą Mariusza Kwietnia, kreującego postać Króla Rogera, nabierałem przekonania, że Polak jest najwybitniejszym aktorem wśród śpiewaków operowych swego pokolenia. Śpiewał przy tym znakomicie dając zagranicznym kolegom lekcję dykcji. Całkowicie zasłużenie teatr uhonorował Mariusza Kwietnia solowym ukłonem bezpośrednio po wybrzmieniu ostatnich dźwięków partytury. Jedyne co budzi moją wątpliwość to sam głos naszego barytona. Jest on wciąż liryczny, dla mnie stworzony przede wszystkim dla Mozarta i włoskiego bel canto, i momentami można było odnieść wrażenie, że muzyka Szymanowskiego wymaga od niego zbyt mocnego brzmienia i niebezpiecznego siłowania się z orkiestrą...
Jak na teatr tej rangi przystało zapewniono świetną obsadę ról drugoplanowych: Kim Begley, który był Edrisim z niezłą polską wymową i Agnieszka Zwierko w roli Diakonisy.
Mam nadzieję, że wkrótce nagranie zostanie opublikowane na DVD-Br, które z pełnym przekonaniem włączę do swojej kolekcji.
Zapewne Mariusza Kwietnia nie raz usłyszymy w następnych sezonach w Polsce, przede wszystkim w jego rodzinnym Krakowie gdzie stara się regularnie występować. Jeśli idzie pozostałych twórców spektaklu raczej się polska widownia tego nie doczeka, choć twórczyni choreografii (istotne sceny bachanaliów gdy prawie nadzy mężczyzni opanowują w tańcu niemal całą przestrzeń akcji niejako wdzierając się w duszę Rogera) Cathy Marston ma, podobno, pracować w przyszłym sezonie w szczecińskiej Operze na Zamku.