Każdy kto ma wątpliwości czy aby na pewno dzieło Moniuszki zasługuje na uznanie powinien czym prędzej wysłuchać 2 aktowej wersji z Wilna. Same zalety: dramaturgiczna zwartość, atrakcyjny język Moniuszki zbierający najlepsze cechy włoskiego bel canta i dziewiętnastowiecznej opery francuskiej w powiązaniu z polską rodzajowością i przetworzonymi elementami kultury tradycyjnej. Nawet libretto, nie szczególnie przecież przekonujące, w tej wersji zyskuje właściwy wymiar: nie jest to bowiem łzawa historia o zdradzonej i porzuconej "biednej dziewczynie", ale rzecz wyjątkowo jak na tamten czas nowatorska: o społecznych nierównościach, egoizmie "panów", konflikcie między panem a niewolnikiem, szlachcicem a chłopem. Tracimy więc w tej wersji te wszystkie jodły i tańce góralskie, ale zyskujemy jakże sugestywne powinowactwa z wrażliwością współczesnego widza.
Szczeciński koncert wiele tych walorów wersji wileńskiej wyeksponował. Przede wszystkim w warstwie instrumentalnej (dziewiętnastowieczne instrumenty) i chóralnej. Lekkie kameralne, selektywne brzmienie orkiestry i ekspresyjne brzmienie chóru (brawo!) powinno tym mocniej służyć tekstowi i solistom. Niestety na poziomie najważniejszym, czyli wokalnym przeżyłem duży zawód. Przede wszystkim przykre było słuchanie polskich śpiewaków, którzy mają trudności w czytelnym powiązaniu tekstu z muzyką. Dotyczy to przede wszystkim niewątpliwie utalentowanej Natalii Kawałek w partii tytułowej. Myślę, że jej zupełnie zamazana dykcja wynikała z faktu, że artystka podjęła się śpiewania roli nieadekwatnej do swych warunków głosowych. Ceniona w repertuarze przedromantycznym mezzosopranistka jakby sztucznie powiększała brzmienie głosu co w oczywisty sposób powodowało, że słowa ginęły jak w głębokiej studni. Sytuację komplikował dodatkowo pomysł, by wykonanie koncertowe uatrakcyjnić ruchem scenicznym co czytelności tekstu z pewnością nie wzmacniało. Kawałek jest bez wątpienia charyzmatyczną śpiewaczką i bardzo zaangażowaną aktorsko - od pierwszego momentu pokazywała swoją postać jako dziewczynę nadwrażliwą i ze stopniowo rozpadającą się osobowością jak przystało na polską operową kuzynkę Elwiry z "Purytanów" Belliniego i Łucji Donizettiego. Tym większa szkoda, że to wszystko nie znalazło potwierdzenia w interpretacji wokalnej. Myślę, że zaplanowana w obsadzie koncertu w Wilnie (12 grudnia 2018) Ilona Krzywicka będzie lepszym wyborem w partii Halki.
Bardziej przekonujący wokalnie był w barytonowej wersji Jontka - Sebastian Szumski podobnie jak tenor Jakub Pawlik (Janusz). Małgorzata Rodek (sopran) wykonywała partię Zofii.
Na widowni dominowały na oko mocno zaawansowane roczniki. Koncert zresztą nie był chyba szczególnie mocno anonsowany przez Filharmonię a "Halka" z dopiskiem wileńska, być może, przyciągnęła przede wszystkim ludzi (bądz ich potomków) pochodzących z tzw. kresów II Rzeczpospolitej, którzy licznie się osiedlili po II wojnie światowej w poniemieckim Szczecinie.
I jeszcze zasadnicza uwaga pod adresem Filharmonii. Zarówno na stronie internetowej jak i w programie drukowanym podano tylko nazwiska solistów koncertu bez przyporządkowania ich protagonistom opery. Nie podobna przypuszczać, że ktoś w szacownej instytucji muzycznej pomylił operę z oratorium.
Natalia Kawałek (Halka) na estradzie Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie |