poniedziałek, 13 lipca 2015

Łzy Maestra


Roger Federer powoli schodzi z tenisowej sceny. Ale wciąż, pod wieloma względami, jest nieosiągalny dla innych zawodników


 NIE jestem pewien czy genialny tenisita, 34 letni Szwajcar z Bazylei, powszechnie w świecie sportowym nazywany Maestro, uronił łzy żalu po przegranym finale Wimbledonu, ale z pewnością gorzkie łzy popłynęły po policzku niejednego kibica na londyńskiej arenie i przede telewizorem.
Bardzo wiele wskazywało, że w jesieni kariery siedemnastokrotnego zdobywcy Wielkiego Szlema zdobędzie, prawdopodobnie ostatni, osiemnasty tytuł. I to właśnie w mekce tenisa, na trawnikach najwspanialszego turnieju tenisowego świata. Bo trzeba z przekonaniem stwierdzić, że Roger Federer, ze swą maestrią gry ofensywnej, elegancją i charyzmą tworzy z Wimbledonem niemal związek frazeologiczny. Dzięki trenerskiej pomocy legendarnego Stefana Edberga Federer, po okresie kryzysu, zdołał wrócić do ścisłej czołówki męskich rozgrywek ATP World Tour - aktualnie zajmuje drugą pozycję rankingu. Edberg ruszył Federera do siatki dzięki czemu Szwajcar częściej gra klasyczny, będący solą sztuki tenisowej, schemat  serve&volley. To z jednej strony oszczędza starzejącemu się tenisiście energii potrzebnej do gry z młodszymi i szybszymi zawodnikami z drugiej podgrzewa naturalny potencjał i predyspozycje do gry atakującej.
Jednakże, co trzeba sobie jasno powiedzieć, najlepsza współpraca z Edbergiem, nie przyda 34 letniemu zawodnikowi prędkości. To był jeden z kluczowych aspektów finałowego pojedynku z młodszym o sześć lat Novakiem Djokovićem. Na to nałożyło się widoczne znużenie Federera długą karierą przebiegającą pod presją rywalizacji o najwyższe stawki.
Zawodnik z pewnością wciąż chce rywalizować, marzy o kolejnym wielkoszlemowym laurze, ale bariery czasu w wymiarze mentalnym i fizycznym chyba już nie sforsuje. Konstatacja, że Roger Federer już nie zdobędzie przyprawia tysiące kibiców białego sportu o głęboką melancholię. Bo wraz z Maestro odchodzi cała epoka tenisa finezyjnego - bliskiego najwspanialszemu utworowi muzycznemu podczas gdy wraz z grupą "młodych głodnych" nadciąga tenis oparty na sile fizycznej.
Jednakże Roger Federer wciąż utrzymuje się na szczycie. Także dlatego, że młodsi od niego o dekadę pretendenci wciąż istnieją w odległej lidze. Jednakowoż nie miejmy złudzeń: zegar kariery Federera właśnie rozpoczął odliczanie końcowe.

Pierwszy tryumf na Wimbledonie 22 letniego Rogera Federera

Podobnie jak w przypadku Sereny Williams - liderki kobiecego rankingu tenisistek WTA. Finałowy mecz Wimbledonu był walką 33 letniej mistrzyni z 21 letnią, fantastycznie utalentowaną, Hiszpanką Garbine Muguruzą, która w półfinale zmiotła  z kortu Agnieszkę Radwańską. Był jednak także zmaganiem się Sereny z samą sobą: swoim znużeniem i presją jaką sama na siebie nałożyła chcąc zdobyć w tym roku kalendarzowego Wielkiego Szlema.
Mając piłkę meczową przy stanie 5:1 Serena zaczęła seryjnie tracić gemy. Nie tylko przez swój brak koncentracji, ale i niesamowitą grę młodziutkiej Hiszpanki, która wyrasta na nową   a u t e n t y c z n ą   gwiazdę kobiecych rozgrywek. Atomowy i zróżnicowany serwis, skuteczny return wspomaga regularność, dobra obserwacja i wykorzystywanie geometrii kortu. W drodze po pierwszy tryumf wielkoszlemowy  Muguruzę zatrzymała przede wszystkim ogromna trema debiutu w finale Wimbledonu i przepaść doświadczenia między zawodniczkami z dwóch tenisowych pokoleń. Gdy Garbine miała sześć lat - Serena Williams zdobyła, w 1999 roku swojego pierwszego szlema na US Open!
 Zarówno Roger Federer jak i Serena Williams, która w miniona sobotę zdobyła dwudziesty pierwszy tytuł wielkoszlemowy, to zawodnicy fenomenalni nie tylko pod względem osiągnięć, ale może przede wszystkim: zjawiskowo długiej kariery na najwyższym sportowym poziomie. O ile jednak Szwajcar musi się zmagać z wciąż napierającą i bezwzględną konkurencją swoich rankingowych sąsiadów (Murray, Djoković, Nadal czy Wawrinka) o tyle Serena Williams zamieszkuje na szczycie samotnie oddalona od reszty zawodniczek o tenisową galaktykę. I nic nie wskazuje by się to w najbliższej przyszłości zmieniło.
Polacy od dziesięcioleci czekają na swojego triumfatora Wimbledonu. W finale w 1937 roku była Jadwiga Jędrzejowska a w erze open (tenis zawodowy) - Agnieszka Radwańska (2012).  Wśród mężczyzn nie mamy finalistów. W 2013 półfinał osiągnął Jerzy Janowicz, który przegrał z późniejszym zwycięzcą Andy Murray'em.
Moim bardzo subiektywnym zdaniem - Janowicz i Radwańska nie zdobędą w swojej karierze lauru na żadnej z imprez wielkoszlemowych. Pozostaje nam żywić nadzieję, że nad Wisłą lub Odrą (bądź jakąkolwiek inną polską rzeką) objawi się nowy talent, który wspomoże sztab, niekoniecznie polskich, profesjonalistów a przede wszystkim, że ten sportowiec znajdzie w sobie wystarczającą determinację, by sięgać rakietą kosmosu. Tak jak Roger i Serena.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz