środa, 30 grudnia 2015

Cyrk tenisowy zaczyna się kręcić...


...ale zanim to nastąpi skreślmy słów kilka na temat mijającego roku. Tenis to taka specyficzna dziedzina sportu w której sezon trwa blisko dziesięć miesięcy. Nie ma tu startów sezonowych (jak np. w narciarstwie biegowym czy skokach), nie buduje się wszystkiego wokół np. medalu olimpijskiego czy mistrzostw świata. Tenisista niczym aktor gra cały sezon, musi utrzymywać dobrą formę przez okrągły rok a i tak się mówi, że jest tak dobry jak jego ostatni występ (start).
Sezon tenisowy wyznaczają przede wszystkim cztery turnieje wielkoszlemowe (najważniejsze wydarzenia w świecie tenisowym pod względem sportowym i finansowym) - Australian Opern w Melbourne (druga połowa stycznia), Roland Garros (tzw. French Open) odbywający się na przełomie maja i czerwca w Paryżu, londyński Wimbledon (niepisany najważniejszy turniej tenisowy sezonu, zielona mekka mistrzów i zawodników marzących o wielkiej karierze)  i kończący serię Wielkich Szlemów - US Open w Nowym Jorku (przełom sierpnia i września).
Poniżej szlemów jest cykl zawodów wysokiej, średniej i niskiej rangi - u mężczyzn w ramach ATP (organizacja męskiego tenisa), u kobiet WTA. W obu Tourach szczególne miejsce mają zamykające sezon tzw. mistrzostwa świata. Biorą w nich udział najlepsi zawodnicy sezonu, o najwyższych miejscach rankingowych i rozgrywający kolejne mecze tylko w swoim elitarnym gronie.
Sezon kobiecy podsumowała w tym roku pazdzienikowa impreza w Singapurze. Dla nas szczególna, bo, po raz pierwszy w historii, wygrała ją Polka - Agnieszka Radwańska.
Nic nie wskazywało na to, że rok 2015 będzie dla krakowianki udany. Występy Agnieszki w pierwszej połowie roku były, delikatnie mówiąc, słabe. Mimo współpracy ze słynną Martiną Navratilovą i zapewnień współpracowników Radwańskiej o wielkich ambicjach, planach i wyciskaniu ostatnich potów na treningach - wyniki na kortach były mierne. Radwańska po raz pierwszy od 2011 roku wypadła z pierwszej dziesiątki rankingu. Jej fani byli zdezorientowani - czy ich ulubienica definitywnie wybrała karierę szczęśliwej narzeczonej swego sparingpartnera i komentatora telewizyjnego - Dawida Celta? Czy z miejsca na wielkie ambicje sportowe nie zostało nic zgoła? Przeciwnicy tryumfalnie obwieszczali to o czym zawsze mówili: brak ambicji i brak profesjonalnego, na światowym poziomie, zaplecza treningowego.
Radwańska jednak nie raz okazywała się zawodniczką nieprzewidywalną i zaskakującą - dokładnie taka jak wyjątkową wydaje się jej gra pełna niepowtarzalnych "zagrań miesiąca" czy "zagrań roku". Agnieszka się odrodziła na swojej ulubionej trawie - odniosła jeden z dużych sukcesów 2015 roku, czyli półfinał Wimbledonu. Ten poziom londyńskiego turnieju osiągnęła już po raz trzeci. Drugi w karierze wimbledoński finał był w zasięgu kilku kluczowych piłek. Niestety Polka nie poradziła sobie z fenomenalnie szybką i silną grą sensacyjnej Garbine Muguruzą. 22 letnią Hiszpankę trzeba uznać za sensację damskich rozgrywek w 2015 roku. To niewątpliwie wschodząca wielka gwiazda tenisa a kto wie może przyszła liderka rankingu?
Ostatecznie Aga Radwańska, po wygraniu WTA Finals w Szanghaju, zakończyła sezon jako piąta tenisistka świata. Komentatorzy zaczynają znów spekulować wokół ewentualnego wygrania przez Radwańską w 2016 turnieju wielkoszlemowego i zdobyciu przez Polkę medalu olimpijskiego w Rio de Janeiro. Jedno wiadomo, że nic nie wiadomo. W odniesieniu do Agnieszki prognozowanie to jak wróżenie z fusów.
Ale czy to nie jest specyfiką sportu? Jego nieprzewidywalność, magia, adrenalina i zaskoczenie?
W wymiarze światowym tenis miał w mijającym roku dwoje wielkich bohaterów, którzy już na stałe weszli do historii dyscypliny.
Serena Williams stanęła przed szansą zdobycia w 2015 roku kalendarzowego Wielkiego Szlema (wygranie czterech turniejów wielkoszlemowych jednego roku) a tym samym wyrównania wyniku niedoścignionej Niemki Steffi Graf. Serena przeszła jak tornado przez Australian Open, Roland Garros i Wimbledon. I gdy miała już postawić kropkę nad i w Nowym Jorku coś fenomenalną Amerykankę zatrzymało? Co lub kto? Na pewno nie Włoszka Roberta Vinci - zawodniczka ciekawa, utalentowana, ale której kariery i osiągnięć żadną miarą nie sposób porównywać do Williams - posiadaczki dwudziestu pucharów Wielkiego Szlema, zajmującej fotel liderki nieprzerwanie od 150 tygodni, słowem: Królowa Jest Tylko Jedna.
Serena Williams po pracy...

Williams przegrała półfinał US Open przede wszystkim sama ze sobą. Nie wytrzymała ogromnej presji jaką nałożyło na nią otoczenie i ona sama. Na nic się zdał nadprzyrodzony talent, bezprzykładne doświadczenie i żelazna psychika. Serena Williams została w Nowym Jorku upokorzona przez drugorzędną przeciwniczkę i tym samym otworzyła drogą do wygrania pierwszego i ostatniego turnieju Wielkiego Szlema ponad trzydziestoletniej Fabii Penettcie, która po wzniesieniu pucharu ogłosiła zakończenie kariery.
Męskim herosem 2015 roku był, rzecz jasna, 27 letni Serb Novak Djoković. Podobnie jak Serenie - Novakowi (popularnemu: Nole) nie udało się wejść na wszystkie szlemowe szczyty sezonu. Wygrał W Australii, Londynie i Nowym Jorku, ale Paryż ponownie okazał się dla niego nie do zdobycia.
Djoković wciąż czeka na pierwszy w karierze sukces w stolicy Francji. Tym razem w finale musiał uznać wyższość niebywałego Stana Wawrinki, który z zawodnika drugiego planu, na naszych oczach w ostatnich dwu latach przeobraził się w mistrza, który pod koniec kariery (ma 30 lat) dysponuje dwoma tytułami Wielkiego Szlema (Australian Open w 2014 i Roland Garros w 2015). I zapewne nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Największym przegranym sezonu wydaje się być szwajcarski Maestro - Roger Federer. Fenomenalny, blisko 35 letni, zawodnik gra wciąż jak młody bóg, regularnie osiąga finały wielkoszlemowe, zdobywa tytuły dużych turniejów, ale mimo ogromnej mobilizacji i determinacji oraz współpracy z legendarnym Szwedem Stefanem Edbergiem - Federerowi nie udaje się od 2012 roku wygrać turnieju wielkoszlemowego. Byłby to jego osiemnasty tytuł choć nie brakuje znawców zapewniających, że Szwajcar nie jest już w stanie wygrać takiego turnieju.
Roger Federer z rodziną
Drugim przegranym jest z pewnością Rafael Nadal - hiszpański "Król mączki" nie wygrał w tym roku swego ukochanego Roland Garros gdzie tryumfował aż dziewięciokrotnie! Pojedyncze lepsze występy nie niwelują wrażenia, że mamy do czynienia z tenisistą wyeksploatowanym i zmęczonym. Rok 2016 będzie więc chyba szczególnie ważny dla Rafy i jego fanów - czy uda mu się przezwyciężyć kryzys i wejść na dawny niebotyczny poziom gry, zwłaszcza na nawierzchni ziemnej?
Miniony sezon był też stopniową odbudową tenisowej reputacji mistrza Wimbledonu i US Open oraz posiadacza olimpijskiego złota - Brytyjczyka Andy Murray'a.  Po raz pierwszy w historii tenisista podjął współpracę z trenerem-kobietą! Ironicznych docinków i szowinistycznego śmiechu nie było końca gdy Andy ogłosił współpracę z byłą francuską tenisistką Amelie Mauresmo. Mimo, że Murray nie zdobył trzeciego tytułu wielkoszlemowego w karierze to współpracę z Mauresmo postawiłbym nawet wyżej niż dwuletnie trenowanie Szkota przez Ivana Lendla. To właśnie pod orkiem Francuzki Murray osiągnął niesamowitą szybkość na korcie i ogromną wytrzymałość fizyczną - dwa kluczowe aspekty w jego defensywnym stylu gry. Zabrakło jednak w pewnym momentach sezonu szczęścia i konsekwencji. Może gdyby Mauresmo pozostała przy nim do końcu sezonu sukcesy byłby jeszcze większe? Amelie musiała jednak zrezygnować z powodu zaawansowanej ciąży. Niemniej warto podkreślić, że po okresie głębokiego kryzysu i braku dobrych wyników Andy Murray w 2015 roku wygrał prestiżowy turniej na nawierzchni ziemnej w Madrycie, osiągnął półfinał w wielkoszlemowym French Open i na Wimbledonie, wygrał turniej w Montrealu po pokonaniu w mistrzowskim stylu lidera rankingu Novaka Djokovića.
Obok wielkich mistrzów, żywych legend, zawodników utytułowanych zmagających się z mniejszymi lub większymi problemami mieliśmy tzw. plankton tenisowy i zawodników, którzy wciąż obiecują wielkie osiągnięcia.
O ile 24 letnia Rumunka Simona Halep ani nas nie rozczarowała ani nie zachwyciła (stabilna gra, dobre wyniki, utrzymywanie się w ścisłej czołówce) o tyle Japończyk Kei Nishikori, finalista US Open z 2014 roku, zawodzi pokładane w nim nadzieje. Mam wrażenie, że problem tkwi w błędach treningu fizycznego, tzw. ogólnorozwojówce. Niesamowitej prędkości gry Japończyka nie dorównuje najwyraźniej jego technika i wytrzymałość co powoduje ciągłe problemy zdrowotne gracza. W najlepszym przypadku: spadek parametrów w motoryce, prędkości i wytrzymałości w kluczowych meczach. Szkoda.
Nadzieje na 2016 dotyczą przede wszystkim polskiego tenisa. Chciałoby się większej i systematycznej opieki państwa nad tą dyscypliną sportu. Dodajmy: dyscypliną globalną, w której sukcesy są ogromną światową promocją kraju. Czy Jerzy Janowicz zdobędzie się jeszcze, mimo, że ma już 25 lat i żadnego sukcesu turniejowego na koncie, na zryw i wejdzie na poziom adekwatny do jego talentu? Czy Agnieszka Radwańska, śladem np. Amelie Mauresmo, po wygraniu WTA Finals dorzuci do swej puli co najmniej dwa turnieje wielkoszlemowe? Chciałoby się.
Jedno jest pewne: rok 2016 w tenisie będzie ekscytujący.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz