Kurzak, w przeciwieństwie do Piotra Beczały, nie zaniedbuje polskiej publiczności - występuje w rodzinnym kraju sporo i często. Niekiedy w dużych halach i w towarzystwie wykonawców popowych. To chyba niezbyt rozważne w przypadku młodej śpiewaczki, która szczyt kariery operowej ma szansę mieć jeszcze przed sobą....
Mimo tych wielu krajowych kontraktów realizowanych w przelocie między ROH a Metropolitan Opera - porządny, od pierwszego do ostatniego punktu, recital operowy wcale nie jest zjawiskiem częstym. Tym razem, w ciągle nowej i opromienionej nagrodami architektonicznymi Filharmonii Szczecińskiej, polska śpiewaczka dała swego rodzaju przegląd ról, które właśnie śpiewa (np. Łucja w ROH) lub w których zamierza wkrótce zadebiutować (np. Nedda w "Pajacach" na scenie w Zurichu).
Pomijając otwierającą recital cavatinę Noriny pierwszym wielkim sprawdzianem formy artystyki była scena i cavatina "Regnava neli silenzio" z "Łucji z Lammermoor". Pamiętam sprzed paru lat bodaj debiut Kurzak w tej partii - na scenie Opery Narodowej w niezbyt udanej inscenizacji Michała Znanieckiego. Śpiewała wtedy swobodniej a wysokie tony nie były tak problematyczne jak obecnie. Pod względem interpretacyjnym i klarownej muzykalności z pewnością wstydu nie ma. W Londynie rolę Łucji wkrótce A. Kurzak przejmie od Diany Damrau - jestem bardzo ciekaw recenzji jakie stamtąd napłyną. Szczeciński recital pokazał wyraźną ewolucję środków wokalnych i repertuaru Aleksandry Kurzak. Wniosek podstawowy: bel canto zaczyna być już dla niej rozdziałem zamkniętym jednak otwierają się piękne rejony Pucciniego, Bizeta, Leoncavalla...
W rolach werystycznych Kurzak bowiem wnosi belcantową elegancję i pewną płynność, rzekłbym, Mozartowską frazę. W połączeniu z dużym zaangażowaniem dramatycznym i wokalną samokontrolą jej Mimi, Micaela czy Adriana Leouvreur wywierają wyjątkowo dobre wrażenia.
Szczególnie pięknie zabrzmiała słynna aria Adriany "Io son l'umile ancella", którą wszakże znamy z tylu wyjątkowych wykonań z Magdą Olivero czy Renatą Scotto na czele. Kurzak nadała frazom Adriany pewną tkliwość a piękna fermata była zwieńczeniem tego bodaj najlepszego punktu koncertu. Równie udana była Nedda w zamykającym oficjalną część wieczoru fragmencie z "Pajaców" Leoncavalla.
Swego czasu A. Kurzak nagrała pieśni Chopina gdzie słuchacz z trudem identyfikował choć jedno słowo. W przypadku muzyki do tekstów włoskich czy francuskich (Micaela z "Carmen" G. Bizeta) przed takim problemem raczej nie stajemy. Śpiewaczka z najwyższym profesjonalizmem prowadzi frazę nie potykając się o sylaby - wręcz przeciwnie: język nie jest przeszkodą a wsparciem w kształtowaniu barwy.
Słów kilka należy się szczecińskiej orkiestrze. Gdy przed ponad rokiem, w tej samej sali, słuchałem koncertu Małgorzaty Walewskiej byłem pozytywnie zaskoczony grą zespołu, który przecież repertuaru operowego nie gra na co dzień. Tym razem było zgoła inaczej. Mimo, że dyrygent ten sam: charyzmatyczny i utalentowany Bassem Akiki. Orkiestra nie potrafiła lub nie miała ochoty współpracować i podążać za śpiewaczką - grała za głośno i nieczysto (zwłaszcza waltornie i trąbki są w tym zespole wyraźnych problemem, choć i smyczkom zdarzało się "rozjechać"). Owszem, zdarzały się momenty udane jak chćby "Intermezzo" z "Ryserskości wieśniaczej" Mascagniego, ale gdy na estradzie zjawiała się śpiewaczka - orkiestra wyraźnie gubiła się w zeznaniach. Trochę to zaskakujące, bo warstwa orkiestrowa w tym repertuarze nie jest szczególnie trudna i profesjonalna orkiestra powinna porządnie zagrać wiele tych rzeczy niejako "z marszu".
Publiczności jednak bardzo wysokie ceny biletów (od 140 złotych w górę) Aleksandra Kurzak zrekompensowała z wyraźną nawiązką: owacje z okrzykami, oczywiście, na stojąco. Od strony widowni nadlatywały bukiety kwiatów lądując u stóp Primadonny.
Po recitalu Patricii Petibon to druga wokalna gwiazda światowego formatu, która uwzględniła w swych planach koncertowych Szczecin - miasto transgraniczne, wciśnięte w kąt mapy Polski, coraz śmielej inwestyucjące w kulturę. I oby tak pozostało.
A wkrótce GEM SET ARIA wybiera się do drugiego dużego "poniemieckiego" miasta nad Odrą - Europejskiej Stolicy Kultury gdzie w tamtejszym Narodowym Forum Muzyki maestro Kaspszyk poprowadzi koncertową wersję "Tristana i Izoldy" Wagnera. Co ciekawe, koncert będzie rozbity na dwie części-dwa dni.
A....zapomniałem. Skąd tytuł tego wpisu? Bo szczecinianie znaleźli różne określenia na swoją nową flharmonię. Ci mniej przychyli mówią o "blaszanym garażu" i "oszronionym kontenerze", ale melomani bardziej otwarci na nowoczesną architekturę są skłonni do bardziej pozytywnych sformułowań, np. "lodowa góra"...
W holu na śpiewaczkę czekało sporo melomanów. Regularnymi występami i książką "Si, Amore" A. Kurzak wyraźnie zapracowała na przywiązanie polskiej publiczności.
|
Dziękuję za relację, byłam tego koncertu ciekawa - dla mnie jednak Szczecin to jak dla Ciebie Warszawa, kawał drogi do pokonania. Co do ceny biletu - zapewniam Cię, Calafie, że Szczecinianie zostali potraktowani bardzo ulgowo. Za koncert w Fiharmonii Narodowej kazano sobie zapłacić 290 zł, za bilet do TWON na "Rigoletto" z p. Kurzak 320. Pazerność obu tych instytucji jest przerażająca, zaś przekonanie, że każdy mieszkaniec stolicy świetnie zarabia jest z gruntu fałszywe. Ale cieszę się, że p. Aleksandra się rozwija, lubię ten głos. Zaś Roberto Alagna pewnie lubi brunetki o błyszczących, ciemnych oczach.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńProszę Szanownego Pana,
OdpowiedzUsuń1. Sukienka stara, z 2011 roku (czyli przed poznaniem mojego męża)
2. Włosy całe życie czarne i kręcone na 99% koncertów
3. Makijaż bez zmian od lat
4. Problemy z górami???? Nie zauważyłam...
Pozdrawiam serdecznie
Aleksandra Kurzak
Witam, przede wszystkim czuję się zaszczycony odwiedzinami Pani w moim skromnych progach.
UsuńŻałuję, że uwagi o sukience i fryzurze nabrały takiego znaczenia :( Ale i chyba nie było w nich nic przykrego...Zwłaszcza, że wyglądała Pani pięknie.
Jeśli idzie o "góry"... No, cóż, każdy słyszy inaczej. Moje zastrzeżenia, do których jako słuchacz mam przecież prawo, dotyczyły tylko fragmentu z Lucii.
Z wyrazami szacunku i uznania,
Calaf (GemSetAria)
Ktoś tu ma problem z słuchem i z pewnością to nie jest Aleksandra Kurzak... :)
OdpowiedzUsuńWitam,
Usuńdoprawdy trudno mówić o "problemach z słuchem" w przypadku śpiewaczki, która jest znakomitym muzykiem :) Jednakże recenzje profesjonalne czy też skromne blogowe wrażenia służą do konfrontacji wrażeń i opinii odbiorców. A gdyby wszyscy słyszeli jednakowo, nie mieli, jak to Pan ujął, "problemu" - nie byoby o czym rozmawiać, czym się emocjonować.
Donoszę uprzejmie (choć to brzydko), że mimo zastrzeżeń artystki recenzent Bachtrack także zauważył jakiś drobny kłopot z górą w "Lucii" londyńskiej, ale ogólnie wystawił zarówno p. Kurzak jak Arturowi Rucińskiemu doskonałą ocenę. Bardzo żal, że nie dało się tego nigdzie posłuchać , bo braku wizji raczej nie żałuję.
OdpowiedzUsuńDzięki, także na forach francuskich czytałem pozytywne opinie. Nawet zamierzałem lecieć do Londynu na ten spektakl, ale coś ostatnio wolę stąpać twardo po ziemi ;) Panią Aleksandrę będę miał okazję podziwiać w Berlinie na dwóch tutejszych scenach - "Napój miłosny" w którym zaśpiewa ze słynnym małżonkiem w DOB i, po sąsiedzku, w Schillertheater debiut w roli Mimi.
OdpowiedzUsuń