Mały Teatro Rossiniego (na około 800 miejsc, ale kto chce może dokładnie sprawdzić) pamięta ponoć rodziców kompozytora, którzy tu często bywali. Teatr jest usytuowany w sercu starej części Pesaro. Tutaj znajduje się zresztą na czas festiwalu jego recepcja gdzie się odbiera bilety, zaproszenia i wszelkie inne materiały dotyczące Rossini Opera Festival. Wszystko wygląda tak skromnie, wręcz zgrzebnie, że aż może zaskoczyć kogoś kto pierwszy raz przyjeżdża na ten jeden z najważniejszych na świecie letnich festiwali operowych.
Niestety, w Teatro Rossini odbywa się stosunkowo mało festiwalowych wydarzeń. Króciutka (nieco ponad godzinę) farsa "Adina" znalazła właśnie przystań w tym teatrze. I dobrze, bo naprawdę trudno sobie wyobrazić ten przeuroczy zapomniany drobiazg w wielkiej Adriatic Arenie.
Dziwny i zapomniany utwór. Całkowicie marginalny w twórczości Rossiniego. Powstał w 1818 roku w Bolonii i Pesaro na zamówienie...prefekta policji w Lizbonie. Jeszcze dziwniejszy jest fakt, że prawykonanie odbyło się osiem lat w pózniej w Teatro San Carlo w Neapolu i pod nieobecność kompozytora. Utworek jednak był na tyle mały, że zaproponowano coś w rodzaju składanki: obok "Adiny" wystawiono II akt "Semiramidy" i jakiś balet. To jednak jeszcze nie pełny katalog karkołomnych atrakcji związanych z "Adiną". Bo trzeba Państwu wiedzieć, że Rossini jest autorem tylko części partytury. Reszta to fragmenty, w myśl zasady w dobrym gospodarstwie nic się nie marnuje, jego innej opery "Sigismondo" oraz praca zaufanego współpracownika. Nad librettem też się pochylali przeróżni autorzy z Felice Romanim na czele. Dość powiedzieć, że mamy wprost nawiązanie do klasycznych intryg "orientalnych" spod znaku Glucka, Haydna, ale chyba przede wszystkim Mozartowskiego "Uprowadzenia z seraju".
Tytułowa Adina (sopran) jest niewolnicą w Bagdadzie. Wzdycha do niej miejscowy dyktator Kalif (baryton), któremu piękna dziewczyna przywodzi na myśl...dawną miłość z którą najprawdopodobniej miał dziecko. Adina jednak kocha Selima (tenor) co do którego śmierci żywi przekonanie. Jest więc skłonna oddać rękę Kalifowi gdy się okazuje, że Selim przybył do Bagdadu we własnej osobie! I co więcej: chce odzyskać ukochaną i przeprowadzić z nią ucieczkę. Ten fakt i te plany odkrywa dyktator i pospiesznie wtrąca Selima do więzienia. Nic już nie może stanąć na przeszkodzie związku z Adiną, która jednak się okazuje...jego córką! Stąd to niebywałe podobieństwo do jego dawnej miłości.
Jako się rzekło ta bzdurka trwa tylko nieco ponad godzinę a gdy zostaje ubrana w tak przezabawną i pełną pastiszowej żonglerki inscenizację jak ta podpisana przez Rosettę Cucchi - wieczór płynie rozkosznie a co więcej po wyjściu z teatru ma się jeszcze wystarczająco dużo czasu na dobrą kolację z aperolem i porządny spacer nad brzegiem Adriatyku przed snem.
Teatr w teatrze już nam zagląda w oczy na wejściu. Przy szatni i we foyer kręcą się postaci ze sztuki rozdając fikcyjne tytuły prasowe z "recenzjami" przedstawienia. Na scenie gigantyczny tort. Na parterze urzęduje dyktator, na I piętrze apartamenty Adiny a na samej górze cela Selima. Wokół uwijają się postaci z plastikowymi karabinami, jacyś pstrokaci przebierańcy etc. Jednym słowem: atmosfera baśni i zgrywy towarzyszy nam od początku do końca. Mieni się to "Alicją w krainie czarów" a trochę "Czarnoksiężnikiem z krainy Ozz". Dla niektórych widzów jest tego za dużo i były narzekania po premierze, że mała scena jest przeładowana, za dużo się dzieje a przesterowana akcja zakłóca swobodny odbiór muzyki. Raczej nie podzielam.
Było co oglądać, ale przede wszystkim było czego i kogo posłuchać. W 2009 roku w festiwalowej "Adinie" debiutowała amerykańska gwiazda Joyce DiDonato. Po dziewięciu latach i w tym samym dziele zadebiutowała w Pesaro inna Amerykanka - Lisette Oropesa. O tej, mającej kubańskie korzenie śpiewaczce z Nowego Orleanu, w ostatnim czasie jest w Europie bardzo głośno. Przede wszystkim za sprawą jej sensacyjnego sukcesu w "Łucji z Lammermoor" na scenie barcelońskiego Liceu i niedalekich (premiera: 25 września) występów w "Hugenotach" Meyerbeer'a w Operze Paryskiej gdzie zastąpi Dianę Damrau na osobiste zaproszenie bardzo obecnie wpływowego włoskiego dyrygenta-Michele Mariottiego.
Jej debiut w Pesaro międzynarodowa publiczność i włoska prasa przyjęła entuzjastycznie. Oropesa ma wszystko czego się oczekuje od współczesnej gwiazdy opery: doskonałe przygotowanie wokalne i muzyczne jakie można odebrać już chyba tylko w USA, naturalne predyspozycje aktorskie i doskonałe warunki fizyczne (wysoka i atrakcyjna młoda kobieta). Nad innymi koleżankami parającymi się tym samym repertuarem (Damrau, Netrebko czy Jonczewa) Oropesa ma "drobną" przewagę: jest nienaganna stylistycznie. I prawdopodobnie to przesądziło o tak sporej dawce zaufania i akceptacji jaką od jakiegoś czasu obdarza amerykańską śpiewaczkę włoska publiczność. Zwłaszcza, że jej włoski nie brzmi tak egzotycznie jak w przypadku np. Diany Damrau czy nawet Joyce DiDonato. Sam głos Oropesy nie należy do szczególnie pięknych czy indywidualnych, choć i nie brzmi anonimowo. Jako tytułowa Adina wypadła bez zarzutu: ze sporą dawką autoironii (choć nigdy nie popadającą w przesadę), ale i pełna szczerych emocji gdy muzyka i libretto tego wymagały. Będę uwagą śledził jej karierę, bo to pierwsza sopranistka od czasu Patrizii Ciofi, która mnie zaintrygowała swoją sztuką interpretacji wczesnoromantycznego bel canto. Co ciekawe: spotkałem się wcześniej z opiniami, że głos Oropesy jest bardzo lekki wręcz subretkowy. Usłyszałem coś wręcz przeciwnego: bardzo mięsisty i gęsty sopran liryczno-koloraturowy o nie dość, że doskonalej "górze" to jeszcze imponujących aksamitnych niskich tonach.
Lisette Oropesa - Adina w Pesaro |
Oropesa miała dobrego partnera - Vito Priante był dżentelmeńskim, prawie zdystansowanym Califo, rozgrzewającym się z wściekłości dopiero po odkryciu próby ucieczki. Śpiewał z dużą kulturą wykonawczą i szlachetnością wyrazu co-znowu- jest naprawdę rzadkie wśród obecnego pokolenia wykonującego ten repertuar. Levy Sekgapane jako ukochany Adiny, Selimo śpiewał stylistycznie poprawnie, popisywał się dobrze osadzonymi i transparentnymi brzmieniowo wysokimi tonami, ale nazbyt nosowa emisja i uboga projekcja dzwięku mogła budzić dyskomfort.
Nieco szorstkie frazowanie orkiestry Rossiniego pod batutą Diego Matheuza było rekompensowane przez ładunek energetyczny i bogactwo afektów co tworzyło efekt dużej wrażliwości w kanale orkiestrowym na to co się dzieje na scenie.
Głos Lisette Oropesy bardzo się ostatnimi laty rozwinął. Ona rzeczywiście zaczynała od ról leciutkich i utrwaliła się w nich szerokiej publiczności ze względu na transmisje z Met. Bardzo się na to zastępstwo cieszę - zdaje się, że "Hugenoci" mają być transmitowani.
OdpowiedzUsuńO, bardzo fajnie, że będzie transmisja, bo do Paryża w tym terminie raczej się nie wybiorę. O "Hugenotach" zresztą pisałem dwa lata temu na tym Blogu. Deutsche Oper Berlin wystawiła ten utwór z Florezem i Ciofi.
Usuńhttp://gemsetaria.blogspot.com/2016/11/hugenoci-w-berlinie-czyli-tragedia-w.html