piątek, 10 czerwca 2016

Olbrzym w olbrzymie...


 OLBRZYMIE, graniczące z gigantomalnią/megalomanią, Narodowe Forum Muzyki we Wrocławiu 7 i 8 czerwca gościło olbrzyma/megalomana, ale i, niestety, geniusza - Ryszarda Wagnera. Piszę "niestety", bo antysemickie poglądy i postawa twórcy "Walkirii" jest dla mnie wyjątkowo odrażająca a zachowanie członków jego rodziny w czasach nazistowskich Niemiec i to jak bardzo pewne treści twórczości i biografii Wagnera były na rękę NSDAP dopełnia ambiwalencji jaką wzbudza do dzisiaj niemiecki kompozytor.
Jego mikrokosmos wciąż jednak wydaje się mieć klientelę w kolejnych pokoleniach. Czy operowy rozmach i klimaty nordyckiej mitologii nie stoi za sukcesem serialu "Gra o tron? Za tymi wszystkimi "Wiedźminami", "Pierścieniami", "Wikingami"? Jak najbardziej.
Mam ambiwalentny stosunek do dzieł Wagnera. Istnieją ogromne fragmenty, którą są dla mnie absolutnie magnetyczne i zniewalające obok nieprawdopodobnej nudy i rozdęcia graniczącego z groteską.
"Tristan i Izolda" jest z pewnością jednym z najwspanialszych dzieł w historii opery/teatru muzycznego. "Śmierć Izoldy", słynny "akord tristanowski" po którym nie ma harmonijnego wytchnienia, gdzie bodaj do granic wykorzystano system dur-moll, wręcz odurzająca swym pięknem i potęgą ekspresji muzyka to elementy, które, niezależnie od poziomu wykonania, potrafią "opętać" melomana pod każdą szerokością geograficzną. Może rzeczywiście Wagner grany nawet na dziecięcych skrzypcach czy w służbówce pozostaje zawsze Wagnerem?
W Narodowym Forum Muzyki Jacek Kaspszyk i jego orkiestra Filharmonii Narodowej prezentowali "Tristana" w wersji koncertowej. Jednego wieczoru akt I, drugiego - II i III.
Projekt, niestety, przerósł naszą orkiestrę. FN nie mam okazji słuchać zbyt często, ale zdecydowanie dramat muzyczny Wagnera to nie jest jej świat. Oczywiście, były bardzo dobre fragmenty, całość trzymała się jeszcze w akcie I, jednak drugiego dnia orkiestra była już ewidentnie Wagnerem zmęczona co się szczególnie przejawiało w zle brzmiących instrumentach dętych - drewnianych i blaszanych. Trudno tutaj mówić o wyraźnym zamyśle interpretacyjnym Kaspszyka skoro orkiestra raczej zmagała się z materią niż realizowała wizję muzyczną.
Na dwa koncerty we Wrocławiu warto się było wybrać dla solidnej i wyrównanej obsady wokalnej. Jennifer Wilson to z pewnością obok Niny Stemme najlepsza obecnie Izolda. Piękny i gęsty w barwie głos, ogromna siła i swoboda we wszystkich rejestrach a do tego prawdziwa kreacja budująca namiętną, zmysłową ale i patetyczną (wszak to ucieleśnienie mitu - nie tylko osoba, ale i ponadczasowe wyobrażenie, fantazmat, czysta energia..). Dzielnie partnerował jej szwedzki tenor Michael Weinius (Tristan), ale przede wszystkim znakomita Michelle Breedt, która partię Brangeny przejęła niejako na własność - śpiewa ją z sukcesem na najważniejszych scenach i estradach.
Obsada nie miała właściwie słabych punktów, bo na wielkie pochwały zasłużył, zwłaszcza drugiego wieczoru, Tomasz Konieczny (Gorwenal) i wykonawcy małych ról - David Beucher (Melot) i Tomasz Warmijak (Młody marynarz, Pasterz)...
Nie miałem jeszcze okazji na Blogu napisać o zainaugurowanych w tym sezonie, po latach starań i budowy, Narodowym Forum Muzyki. Powiem tak: wszystko jest w nim pompatyczne i zgłaszające znaczne pretensje do bycia czymś "wyjątkowym". Począwszy od nazwy "narodowe forum" a skończywszy na gigantycznym podziemnym parkingu. Samo Forum z jego olbrzymią bryłą, niestety, nie jest, moim zdaniem, wybitną architekturą. Wnętrza nie wybijają się ponad przeciętność i pod każdym względem ustępują niewymuszonej elegancji katowickiej siedziby NOSPR i Filharmonii w Szczecinie.
Wrocław jest jednym z najważniejszych miast Polski - w ciągu ostatnich lat stał się pełnoprawną europejską metropolią w niczym nie ustępującą niemieckiemu sąsiadowi - Dreznu. To oczywiste, że 700 tysięczne miasto, tętniące życiem muzycznym i kulturalnym, siedziba znakomitych festiwali,  zasługuje na nowoczesną salę koncertową. Ale czy projektując jej gabaryty ktoś jednak się nie zapędził? Wrocław to, mimo wszystko, nie jest Berlin, Londyn czy nawet Warszawa. Czy organizatorzy są w stanie zapełnić tak gigantyczną salę?!  Bo przecież występy Filharmoników Wiedeńskich nie są i nie mogą być codziennością. Czy nie lepiej budować nieco za małe sale niż za duże? Czy nie lepiej gdy melomani "walczą" o bilety niż gdy sala świeci pustymi miejscami? Takie mnie refleksje nachodziły ilekroć spoglądałem na puste rzędy podczas drugiego wieczoru z "Tristanem i Izoldą" w Narodowym Forum Muzyki.

Jennifer Wilson (Izolda)


1 komentarz:

  1. Też mam obawy o frekwencję, zwłaszcza, że na Wratislavia Cantans nawet bardzo atrakcyjne koncerty mają taką sobie (w tym roku podejrzewam 100% obecności na Żarusiu, ale poza tym ...). Z "Tristana i Izoldy" w warszawskiej FN mam podobne wrażenia i właśnie się zabieram do posta o premierze w TWON. Miałeś, Calafie szczęście nie słysząc Jaya Huntera Morrisa.

    OdpowiedzUsuń