sobota, 13 września 2014

Kamil Majchrzak

 JEST zaledwie osiemnastolatkiem. Na korcie momentami przypomina rozkapryszonego dzieciaka - rzuca rakietą, gdy mu nie wychodzi gra, po zepsutym woleju czy wyrzuconym forhendzie, na cały głos krzyczy do siebie: Ty debilu! Ciągle gestykuluje, coś mówi do swojego trenera, a nagle, po fantastycznym zagraniu, uśmiecha się od ucha do ucha, a wraz z nim cały kort.  Kamil Majchrzak. Najnowsza nadzieja polskiego tenisa. Mistrz wielkoszlemowego US Open w grze podwójnej chłopców z 2013 roku. Bo wtedy Kamil występował jeszcze jako junior. Od pewnego czasu przepoczwarza się z tenisowego baby w zawodowego gracza. Ten proces przebiega imponująco, bo w marcu tego roku wygrał zawody ITF w Kartagenie, w lipcu, w tej samej kategorii ITF Men's Circuit, triumfował w Michalovcach.
 Nic zatem dziwnego, że Kamil, mimo jeszcze bardzo niskiego rankingu ATP, był dla wielu kibiców jedną z  gwiazd Pekao Szczecin Open - największego międzynarodowego turnieju tenisa męskiego w Polsce.
Szczeciński challenger odbywa się od ponad dwudziestu lat, a przez turniej przewinęli się, na różnych etapach kariery, tak wybitni zawodnicy jak Nikolaj Dawidienko, Stan Wawrinka, Gael Monfils, tutaj występowali świetni polscy gracze - Łukasz Kubot, Jerzy Janowicz, swoją wielką karierę rozpoczynał debel Frystenberg-Matkowski.
Korty ziemne usytuowane są na obrzeżach śródmieścia, w willowej i pełnej zieleni dzielnicy, szczególnie wieczorne mecze, przy sztucznym świetle i zaglądających na kort centralny starych rozłożystych drzewach, mają niepowtarzalny klimat, którego nie jest w stanie oddać przekaz telewizyjny.


Nie ukrywam, że wybrałem się do Szczecina przede wszystkim po to, żeby, po raz pierwszy, zobaczyć Majchrzaka w akcji. Zawodnik mówił na konferencjach prasowych, że na Pekao Open przyjechał zmęczony, "na oparach paliwa", ale włoży do gry całe serce. I tak też było. Kamil rozgrywał w Szczecinie ciężkie trzysetowe pojedynki. Doszedł do ćwiećfinału w którym odpadł z wysoko tu rozstawionym Dustinem Brownem - bardzo sprawnym i błyskotliwym zawodnikiem, który wygrał w tym roku z samym Rafą Nadalem podczas prestiżowego turnieju w Halle.
Ćwierćfinał szczecińskiego turnieju to, jak dotąd, największe osiągnięcie osiemnastolatka z Piotrkowa Trybunalskiego w rozpoczętej właśnie karierze seniorskiej.
Kamil prezentuje styl gry, którego nie jestem fanem. Zawodnik stoi przede wszystkim za linią końcową, sporadycznie wchodzi w głąb kortu - stawia przede wszystkim na regularne przebijanie piłki, a w dogodnym momencie przechodzi do ataku, którym chce zdobyć punkt. Nie kreuje gry. I pewnie dlatego bywa określany "Polskim Djokovićem". Mam jednakże nadzieję, że chłopak zdaje sobie sprawę jak mordercze treningi wytrzymałościowe i diety stosuje serbski gwiazdor, by prowadzić tak eksploatującą grę obronną. O Rafie nie wspominając.
Wolę tenis szybszy, bardziej atakujący i ryzykowny. Uwielbiam tzw. chodzenie do siatki i zdobywanie punktu np. wolejem lub energetycznym, pełnym adrenaliny smeczem. Nie przepadam za ustawiczną grą z głębi kortu, bo często przypomina to gumę do żucia dla oczu. Zawsze więc będę większym zwolennikiem tenisa Rogera Federera niż Djokovića i Nadala. Ale potrafię docenić mozolne wypracowywanie przewagi sytuacyjnej i niespodziewany atak w wolne miejsce kortu. I to potrafi nasz Kamil. Jeszcze jest w jego tenisie bardzo dużo luk - gra na zbyt sztywnych nogach, wiele punktów chce wygrać "na stojąco". Kurczowe trzymanie się strefy za linią końcową powoduje, że wiele reaktywnych piłek po prostu się zatrzymuje  na siatce lub są zbyt łatwe dla przeciwnika. Jednakże jest zawodnikiem inteligentnym, błyskotliwie operuje piłką, sporo widzi na korcie i w związku z tym miewa kapitalne pomysły na atak - problem w tym, że wiele z tych ładnie wymyślonych zagrań, w kluczowych momentach psuje, jak np. w przegranym w Szczecinie meczu z Dustinem Brownem.


Czy talent tenisowy Kamila nie ulegnie rozproszeniu z powodu problemów z koncentracją i opanowaniem nerwów na korcie? Nie mamy jeszcze odpowiedzi na to pytanie. Ale znamy przykłady w polskim tenisie, gdy wielki talent musiał skapitulować po ciągłej walce z presją psychiczną. Z tego powodu nigdy nie rozwinął kariery singlisty, na jaką zasługiwał, Łukasz Kubot - wspaniały gracz ofensywny, błyskotliwy woleista, mistrz Australian Open w grze podwójnej. Problemy psychiczne powiązane z ciągłymi kontuzjami, rujnują karierę utalentowanej Urszuli Radwańskiej, siostry słynnej Agnieszki.
Jak będzie z Kamilem Majchrzakiem? Wszystko zależy jak szybko dojrzeje i okrzepnie w zawodowym tourze, a przede wszystkim jakich profesjonalistów spotka na swojej drodze. Na razie Kamil ma odważne plany. Na konferencji prasowej w Szczecinie powiedział, że odłożył trochę pieniędzy i zamierza w siebie zainwestować, by awansować w rankingu. Do końca roku planuje kilka ważnych startów, m.in w Ameryce Południowej.


Nie sposób jeszcze nie wspomnieć o świetnym występie innego młodziutkiego polskiego tenisisty- 17 letniego Jana Zielińskiego z Warszawy, który wraz z Kamilem, grał w deblu o awans do półfinału szczecińskiej imprezy. Mecz chłopcy wprawdzie przegrali z doświadczonym i o dziesięć lat starszym duetem australijsko-nowozelandzkim, ale pierwszego seta zdobyli w dużym stylu, a Zieliński pokazał świetne, pełne wyobraźni zagrania. Uwaga, talent!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz