poniedziałek, 26 stycznia 2015
U Radwańskiej bez zmian...
AGNIESZKA Radwańska zakończyła występ na tegorocznym Australian Open. Udało się jej osiągnąć IV rundę zawodów po łatwych meczach z dwiema zawodniczkami drugo, a nawet trzeciorzędnymi oraz z jedną grozną - Warwarą Lepczenko - która jednak zagrała poniżej swoich możliwości, a Polka umiała to wykorzystać. Pierwszy poważny mecz, sprawdzający jej aktualną formę sportową i motywację, nastąpił dzisiaj. Z Venus Williams, niegdyś wielką gwiazdą i zdobywczynią siedmiu tytułów wielkoszlemowych, Radwańska zagrała o ćwierćfinał, który, jak się wydaje, dla naszej zawodniczki i jej sztabu był celem minimum.
- Nie grałam dzisiaj zle - powiedziała po meczu na konferencji prasowej Radwańska, co świadczy, że nie jest w stanie samodzielnie zanalizować swojej porażki, a, prawdopodobnie, nie zdążyła jeszcze omówić meczu ze swoimi współpracownikami. Przede wszystkim z Martiną Navratilovą, którą Agnieszka zaangażowała, by, jak deklaruje, zdobyć upragnionego szlema. Jedno z pytań po dzisiejszym meczu brzmi: czy Radwańska rzeczywiście chce skorzystać na współpracy z legendarną Czeszką a ta potrafi jej pomóc? Czy może raczej kontrakt z Martiną był sprytnym posunięciem pijarowskim pozwalającym spadającej w rankingu Radwańskiej przytrzymać lukratywnych sponsorów i kontrakty reklamowe?
Agnieszka Radwańska rozegrała dzisiaj bardzo niedobre spotkanie. Ze strachem w oczach, drżącą ręką i wyraznym mętlikiem w głowie starała się nawiązać walkę z przeciwniczką będącą cieniem dawnej mistrzyni, ale usposobioną bardzo ofensywnie, a przy tym, jak na nią, grającą bardzo regularnie. To Radwańską zaskoczyło i przestraszyło. Agnieszka odgrywała piłki za krótkie, unikała uderzeń kątowych, jej firmowe skróty, loby i woleje grane z za siebie lądowały dzisiaj na aucie i siatce.
Starsza od krakowianki o dziewięć lat Amerykanka osłabła w drugiej partii. Radwańska się rozluzniła i udało się jej doprowadzić do równowagi w setach.
Po przerwie zadziałały stare nawyki tenisowe i głęboko utrwalone mechanizmy psychologiczne. Po uzyskaniu przewagi Agnieszka się cofnęła licząc, że teraz mecz się "sam dogra" na jej korzyść. Grała więc zachowawczo i czekała na błędy przeciwniczki. Niestety, po raz kolejny się ich nie doczekała. Musiała przegrać, bo nie miała lub nie szukała pomysłu na pojedynek z bardzo zmotywowaną i świetnie przygotowaną pod względem taktycznym Venus Williams.
Po raz kolejny więc na światło dzienne wyszła, moim zdaniem, jedna z podstawowych wad Radwańskiej jako topowej tenisistki. Brak odpowiedniej attitude - elementu o kapitalnym znaczeniu w sporcie tak psychologicznym i wymagającym zarządzania emocjami jak tenis. To stężenie właśnie tego aspektu decyduje o tym, że jeden zawodnik osiąga mistrzostwo, a drugi - nie mniej zdolny - zawsze w kluczowych meczach schodzi pokonany.
I chyba właśnie w tym obszarze Martina Navratilova ma największe pole do popisu. Pytanie tylko na ile sama zainteresowana chce, choćby dużym kosztem, wydobyć z siebie prawdziwą wolę wygrywania z wielkimi i trudnymi przeciwniczkami? Bo jeśli chce zdobyć tylko to, co nie wymaga dużego wysiłku - Navratilova szybko machnie ręką i zakończy współpracę. Nie będzie narażała swojej renomy inwestując czas, doświadczenie i nazwisko w niepoważny projekt.
Agnieszka Radwańska jest już dojrzałą zawodniczką. Ma 25 lat i coraz mniej czasu na wielki wynik. Największe swoje osiągnięcie sportowe zanotowała ponad dwa lata temu gdy w Londynie osiągnęła finał Wimbledonu. Tym samym jest drugim polskim sportowcem uprawiającym tenis, po Jadwidze Jędrzejowskiej w dwudziestoleciu międzywojennym, który osiągnął ten poziom turnieju Wielkiego Szlema i jedynym, który dostąpił tego zaszczytu w erze open (tenisa zawodowego).
Dzisiaj Agnieszka Radwańska zawiodła, przede wszystkim, samą siebie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz