niedziela, 16 października 2016
Polowanie na kobiety
OD razu muszę bardzo dobitnie wyjaśnić: nie znam się na balecie ani nawet nie jestem regularnym widzem przedstawień baletowych. Jeżeli już mam ochotę na ten rodzaj sztuki to zawsze sięgam po tzw. balet współczesny-nigdy klasyczny na pointach. Ten ostatni mnie śmieszy i nudzi. "Jezioro łabędzie"? Owszem, ale tylko "zniekształcone" w stylu Matsa Eka... Proszę więc traktować poniższy felietonik jako bardzo osobiste impresje widza spektakli operowych, ale bardzo rzadko-tanecznych.
O kolejnej weekendowej wizycie w szczecińskiej Operze na Zamku zadecydował po trosze przypadek, ale i świadomy wybór. Z baletowymi wstawkami cenionej brytyjskiej choreografki Cathy Marston spotkałem się wcześniej bodaj w kilku przedstawieniach operowych - ostatnio w znakomitym "Królu Rogerze" Szymanowskiego w londyńskiej ROH. O zaproszeniu Marston do Szczecina zadecydowały, prawdopodobnie, jakieś kontakty dyrektora artystycznego Opery-Jerzego Wołosiuka, który już kiedyś z nią współpracował w Bydgoszczy jak i renoma kierownika baletu szczecińskiej sceny - Karola Urbańskiego.
Choreografka przygotowała w kwietniu 2016 roku polską premierę swojej realizacji, którą pierwotnie stworzyła dla Bern Ballett. "Witch-hunt " był potem prezentowany w Linbury Theatre w ramach ROH Covent Garden.
W Szczecinie Cathy miała do dyspozycji kameralny, ale bardzo zaangażowany i stale podnoszący poprzeczkę pod wodzą Urbańskiego, zespół baletowy. Kwietniowa premierę miejscowa publiczność, jak wynika z relacji w szczecińskiej prasie lokalnej, przyjęła wręcz entuzjastycznie. Zastanowił mnie jednak brak odzewu w prasie ogólnopolskiej, bo przecież parę osób recenzuje balety w wysokonakładowych dziennikach, w "Ruchu Muzycznym" czy na portalach internetowych. Nie znalazłem też śladu w archiwach radiowej "Dwójki" i TVP Kultura. Możliwe, że zadziałały owe "6 godzin pociągiem z Warszawy". Jeżeli już autorzy się decydują na taką podróż to, rzecz jasna, wolą wybrać sąsiedni Berlin i jego wybitną ofertę artystyczną. Z drugiej jednak strony kto jak nie oni powinni obserwować życie kulturalne swego kraju? Berlin sobie doskonale da radę. Ale ok. Szczecińskie "Polowanie" doczekało się chyba życzliwej opinii w prestiżowym "Dance Europe", ale na zainteresowanie polskich fachowców, być może, musi jeszcze poczekać. O ile będzie szansa, bo, zdaje się, umowa z Marston dotyczy jeszcze tylko jednego spektaklu w marcu 2017 roku.
Co mnie uderzyło w tej realizacji to nade wszystko sam temat. Niesamowicie mocno się rymujący z aktualną sytuacją polityczną w Polsce. Przez nasz kraj przeszły ostatnio tzw. czarne protesty. Odbieram je nie tylko jako reakcję na próby zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej, ale przede wszystkim jako reakcję kobiet na ich miejsce w polskiej rzeczywistości kreowanej przez polityków, media i bardzo wpływowy w naszym kraju kościół rzymskokatolicki.
Nie twierdzę, że "Polowanie na czarownice" to metafora kondycji polskiej kobiety w 2016 roku, ale przekaz spektaklu z pewnością od czasu kwietniowej premiery nabrał nowych odcieni.
Ad rem. Fabuła związana jest z prawdziwą historią, jaka wydarzyła się w szwajcarskim Glarus. W szklance mleka ośmioletniej Annamiggeli Tschudl znaleziono igły i gwoździe. Uznano, że zrobiła to w złej wierze służąca Anna Goeldi, i ją odprawiono. Wkrótce dziewczynka zaczęła kuleć i wymiotować igłami. Sprowadzono pokojówkę, a kiedy dziecku się polepszyło, uznano to za dowód na czary, poddano Goeldi torturom i w 1782 r. ścięto. Była ostatnią w Europie kobietą zamordowaną w świetle ówczesnego prawa - za "czary". W 2008 r. samorząd w Glarus ją zrehabilitował.
Marston nie poprzestaje na tej historii. Tworzy spektakl o kobietach. O względności prawdy, winy i odpowiedzialności. W spektaklu Annamiggeli jako dorosła nie może się uwolnić od dręczących ją wspomnień, z których ostatecznie wyłania się obraz kontaktu seksualnego Anny Goeldi z ojcem Annamiggeli .
Bohaterkę oglądamy w dwóch wcieleniach: jako dorosłą kobietę, którą gra aktorka dramatyczna i jako dziecko (rola kreowana przez tancerkę).
Historia, emocje i psychologię postaci kreuje zdawać by się mogło prosta, ale niezwykle ekspresyjna choreografia. Tancerze poruszają się wśród lekkiej struktury, którą co rusz przesuwają organizując przestrzeń: to jakby ściany domu ale i parawan przez który podglądamy dramat osób, ale i całej społeczności. O dużej klasie realizacji Cathy Marston decyduje też organiczne powiązanie choreografii z warstwą muzyczną, którą jest grany na żywo przez orkiestrę pod wodzą Jerzego Wołosiuka montaż muzyki baroku (Vivaldi, Tartini, Albinoni, Valentini i Albicastro). Jednakże właśnie ścieżka dzwiękowa baletu była dla mnie problemem. Pewne zwolnienia tempa i chropowatości brzmienia miały z pewnością korespondować ze sceną i wzmacniać ekspresję linii tańca. Z drugiej jednak strony muzyka barokowa, choć stwarzająca często niczym jazz swobodę interpretacji, jednocześnie wymaga ogromnej dyscypliny rytmu i artykulacji. Nie zawsze byłem przekonany czy pewne nieczystości są zamierzone czy jednak wynikają z usterek warsztatowych. Może jakimś wyjaśnieniem jest fakt, że, zdaje się, w kanale orkiestrowym siedziała regularna orkiestra operowa kilka dni temu grająca "Carmen" a nie zespół specjalizujący się w repertuarze przedromantycznym.
Nie jestem specjalistą ani miłośnikiem baletu więc nie ośmielę się wydawać ocen na temat warstwy tanecznej. Na moje oko było na solidnie dobrym poziomie a cały zespół wyrównany więc nie pokuszę się o przytaczanie nazwisk tancerzy.
Pewne światło na cały projekt rzuca wydany przez Operę na Zamku program do tego spektaklu gdzie przywołana jest postać pomorskiej czarownicy Sydonii von Borck (zamordowanej w Szczecinie w 1620 r.). Jej historia pokazuje jak silną i niezależną musiała być kobietą ta szczecińska arystokratka domagająca się swych praw. Uważano przecież wówczas, że diabeł za pomocą kobiet dostaje się do społeczeństwa. Polowanie na czarownice było dyscyplinowaniem kobiet wybijających się na niezależność.
A czy dzisiaj też mamy w innej postaci i zgoła odmiennych przejawach, ale nowy wariant polowania na czarownice?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz