sobota, 16 sierpnia 2014
Noc w muzeum
"Il Trovatore" Giuseppe Verdiego był dla mnie zawsze jak ciąg obrazów czy fresków. Bardziej w realizacji tej partytury istotne i celne jest operowanie kolorami i światłocieniem niż dynamiką, siłą czy ogólnie rozumianym "dramatyzmem". I, zaznaczę, dotyczy to przede wszystkim wokalnej, czyli najważniejszego aspektu opery, strony "Trubadura".
Jakże więc intensywnie współgra pomysł znanego łotewskiego reżysera Alvisa Hermanisa, by przenieść akcję do muzeum pełnego najpiękniejszych renesansowych obrazów, z moim odczuwaniem "Trubadura". Powiem więc wprost, że uważam koncept Hermanisa za kapitalny, a cały spektakl za wydarzenie najwyższej miary tegorocznego festiwalu w Salzburgu.
Któż z nas, przechadzając się po salach pełnych największych malarskich arcydzieł, nie chciałby, jak dziecko, przejść "na drugą stronę lustra" , wejść w świat tych obrazów, zobaczyć co jest za widnokręgiem narracji? Coś z tej tęsknoty za dopowiedzeniem i ożywieniem nieruchomych malarskich opowieści jest wpisane w pomysł na tak zgrane i popularne dzieło jak "Trubadur".
Dominuje czerwień jako oczywisty kolor krwi, a w dalszych znaczeniach - zemsty, pasji, duszy...
Najpierw oglądamy przechadzających się turystów z włoskiej wycieczki, którą oprowadza przewodnik Ferrando ( w tej roli wyborny wokalnie Riccardo Zanellato). Cały czas na stołeczku siedzi sobie strażniczka zbiorów, która wkrótce przemieni się w Leonorę z Verdiowskiego fresku.
Niczym pod osłoną magicznej nocy w muzeum - balansujemy między wyobrażeniem a rzeczywistością, jawą a snem, teraźniejszością a przeszłością. A gdzie jak nie w muzeum te wymiary tak blisko się spotykają i przenikają? Gdzie tak bardzo przeszłość się spotyka z teraźniejszością...
Mam wrażenie, że szczególnie w tym przypadku, spektakl się odbiera inaczej na ekranie telewizora (kompletniej?) niż z widowni gigantycznego festspielhaus. Mnie było dane oglądać w domowych pieleszach (dzięki ci, Arte).
Sukces spektaklu współtworzyła wybitna obsada wokalna. Anna Netrebko, choć nie w tak wielkiej formie jak podczas premierowego spektaklu transmitowanego przez EBU, potwierdziła, że jest Leonorą na miarę Marii Callas i Leontyne Price. Drugą gwiazdą obsady, choć zapewne nie wszyscy się ze mną zgodzą, jest kanadyjski kontralt Marie Nicole Lemieux w roli Azuceny. Śpiewa perfekcyjnie, a do tego jest bardzo sprawna aktorsko.
Najlepszy aktualnie włoski tenor, Francesco Meli, to jakby klasyczny, przeniesiony z epoki Giuseppe Di Stefano, promienny, słoneczny Manrico - jakże inny od Jonasa Kaufmanna. Meli może nie jest obdarzony taką charyzmą jak jego niemiecki kolega, nie daje nam popisowej stretty z wysokim C (ale, przepraszam, kto jest teraz nam w stanie to dać?), ale, wg mnie, Manrico pięknie leży w jego frazie, kolorze głosu i umiejętności śpiewania w zespołach. To Manrico młodzieńczy i namiętny. A zarazem stylowy i elegancki.
Smutny, ponownie, jest przypadek Placido Domingo. Nie był, nie jest i nigdy nie będzie barytonem. Samo ciemne zabarwienie głosu nie jest wystarczającym powodem, by w wieku 70 lat, sięgać po rolę w której nawet Leo Nucci byłby już nieco problematyczny. Wolałbym zachować w pamięci Maestra Domingo jako jednego z największych tenorów XX wieku.
A wracając do wizji Łotysza. W finale opery nie trzeba było "scenicznej jadki" i przesadnie wyrażanych emocji. Puste ściany po obrazach, porozrzucane płótna jakby przygotowane do podpalenia powiedziały nam wszystko.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Anna Netrebko była rewelacyjna naprawdę w tej roli.
OdpowiedzUsuń"Drugą gwiazdą obsady, choć zapewne nie wszyscy się ze mną zgodzą, jest kanadyjski kontralt Marie Nicole Lemieux w roli Azuceny. Śpiewa perfekcyjnie, a do tego jest wybitną aktorką." - cóż, brzmienie głosu Marie Nicole Lemieux i wykonanie tej partii nie było dla mnie specjalnie porywające.
Jeśli Francesco Meli zyskał tu akceptację jako Manrico, to bardzo ciekawe. Czyli on i Cavaradossiego też może śpiewać bez narażania się tutaj na krytykę ? Do niego akurat "argument nieodpowiedniego wolumenu" nie ma zastosowania?
Moim zdaniem "argument nieodpowiedniego wolumenu" nie ma zastosowania, bo włoski tenor posiada brzmienie "na Manrica". Słyszałem go w tej roli na żywo w Wenecji i słyszałem np. jego Gustava w "Balu maskowym" w Weronie. W obu przypadkach, nawet jeśli momentami na granicy, to jednak było to bardzo dobre role.
OdpowiedzUsuńMeli, zdaje się, jeszcze nie śpiewał Pucciniego, jakoś nie widzę go, póki co, w repertuarze werystycznym.
Jeśli idzie o Lemieux, no cóż, mnie się ona bardzo podobała pod względem interpretacji wokalnej i scenicznej. Nawet jeśli nie zawsze brzmiała jak rasowa Azucena w stylu wielkich mezzosopranów jak Zajick czy Cossotto. Ale było to dla mnie bardzo żywe, nowoczesne wykonanie, bardzo dobrze się wpisujące w koncepcję reżysera.
A co to znaczy, że tenor posiada brzmienie na Manrica?
OdpowiedzUsuńPani mnie trochę tu przepytuje z mojego gustu, wyobrażeń o roli, wiedzy...A ja się staram to wszystko przekazać w moich wpisach. Może ma Pani ochotę się podzielić swoimi wrażeniami z tego "Trubadura" - wtedy będziemy mieli solidniejsze pole do rozmowy.
OdpowiedzUsuńDo pisania ciężko mi się zabrać ostatnio, bo piszę o tym, co mnie naprawdę poruszyło :)
OdpowiedzUsuńProszę się nie denerwować - zaintrygowało mnie po prostu to stwierdzenie, że tenor ma brzmienie na Manrica i liczyłam na wyjaśnienie. ( A jest może jakiś tekst na ten temat?)
Nie denerwuję się:) wręcz przeciwnie: miło mi się z Panią rozmawia. I dziękuję za, niejako, podrzucenie tematu. Możliwe, że jeden z przyszłych wpisów poświęcę różnym postaciom operowym i ich głosom. Pozdrawiam i zapraszam.
Usuń