"Maria Stuarda" (Maria Stuart) Gaetano Donizettiego nigdy nie osiągnęła i zapewne nie osiągnie popularności jego "Lucii di Lammermoor", "Napoju miłosnego" czy "Don Pasquale".
Jest cześcią tzw. "Trylogii Tudorów" do spółki z "Anną Boleną" (Anna Boleyn) i "Roberto Devreux".
Libretto skrojone przez siedemnastoletniego studenta prawa w Neapolu, pod czujnym okiem kompozytora, niewiele ma wspólnego z ustaloną prawdą historyczną, ale i ze złożonością portretów psychologicznych nakreślonych przez Schillera. Partytura zawiera kilka elektryzujących momentów jak duet- swego rodzaju pojedynek królowych Elżbiety i Marii czy wielka scena finałowa w której Maria żegna się z życiem, bliskimi i z dumą zmierza na szafot.
Od dawna nie było na światowych scenach dużego formatu wykonawczyni roli Marii. Jesteśmy wdzięczni, że udokumentowano na płytach studyjnych lub "live" kreacje przede wszystkim Montserrat Caballe, ale także Leyli Gencer, Beverly Sills, Joan Sutherland czy dla fanów słowackiej śpiewaczki - Edity Gruberovej. Ale dobrze jest móc się cieszyć muzyką operową przede wszystkim w teatrze.
Amerykańska śpiewaczka Joyce DiDonato wzięła teraz niejako w posiadanie postać Donizettiego. Zadebiutowała w Houston, potem był spektakl w nowojorskiej Metropolitan Opera transmitowany do kin i opublikowany na DVD. Po swego rodzaju próbie generalnej jaką było koncertowe wykonanie opery w Deutsche Oper Berlin rozpoczęła właśnie występy w ROH Covent Garden, a w przyszłym sezonie czeka na jej Marię Stuart - Barcelona.
4 czerwca 2014 uczestniczyłem w berlińskim koncercie. Joyce DiDonato od pierwszych nut skoncentrowała na sobie maksymalną uwagę i z tego uścisku nie uwolniła publiczności do końcowej frenetycznej owacji. Podziwiałem emisję doskonale wydobytego i postawionego głosu, belcantową technikę śpiewu w którym frazowanie, niuanse dynamiki i koloru służą nakreśleniu portretu uwięzionej i skazanej na śmierć królowej.
Przeciwieństwem sztuki wokalnej DiDonato okazała się, niestety, partnerująca jej w roli Elżbiety włoska śpiewaczka, Carmen Giannattasio. Nie pomogły artystce częste zmiany sukni. Głos jakby zakleszczony w gardle, sztucznie przyciemniony, ale przede wszystkim Neapolitance brakowało charyzmy, siły i wyrafinowania wokalnego, aby stać się poprzez środki wokalne królową nieszczęśliwie zakochaną, wahającą się i mściwą. Przeszkadzał mi też fakt, że prawie nie odrywała oczu od pulpitu z nutami podczas gdy jej partnerka śpiewała całą partię z pamięci dzięki czemu była swobodna i mogła wprowadzić delikatne elementy ruchu scenicznego i gry aktorskiej.
Niestety poziomu bohaterki wieczoru nie osiągnął także słynny maltański tenor Joseph Calleja w partii Leicestera. Nigdy nie przeszkadzało mi jego charkaterystyczne vibratello gdyż jest to śpiewak o wybornej technice, muzykalny i bardzo stylowy. Niezrównany Nadir w "Poławiaczach pereł" Bizeta, błyskotliwy książę Mantui z Verdiowskiego "Rigoletta", żarliwie zakochany i męski Edgardo z "Lucii di Lammermoor". Tym razem nie miał dobrego dnia. Calleja śpiewał siłowo, bez charakterystycznej dla niego wyrafinowanej dynamiki i elegancji. Szkoda.
Paolo Arrivabeni jest chyba jednym z najbardziej dziś kompetentnych dyrygentów tego repertuaru. Prowadził orkiestrę berlińskiej Deutsche Oper z szacunkiem dla stylu bel canto gdzie muzycy starają się nie przeszkadzać śpiewakom, a wręcz z nimi oddychają.
Gdy nie mamy okazji obejrzeć przedstawienia (w sezonie 2014/2015 będzie sposobność w warszawskim Teatrze Wielkim-Operze Narodowej) warto sięgnąć po dwie, dostępne na rynku i nagrane w minionych sezonach, płyty dvd. Zapis spektaklu w mediolańskiej La Scali ma dwie znakomite królowe - największą mistrzynię bel canto naszych czasów Marielle Devia i bodaj największą aktorkę-śpiewaczkę Annę Caterinę Antonacci. Ich naładowana elektrycznością konfrontacja zamykająca I akt warta jest każdych pieniędzy.
Drugie nagranie pochodzi z nowojorskiej Metropolitan Opera i jest zapisem klarowanego i sugestywnego spektaklu Davida McVicar'a. W obsadzie błyszczy Joyce DiDonato - przekonująca wokalnie i perfekcyjna aktorsko. Ale warto też zwrócić uwagę na młodą śpiewaczką z RPA - Elze Van Den Heever w roli Elżbiety.
Jeśli chcecie sięgnąć po nagrania audio to chyba warto poszukać przede wszystkim występów Montserrat Caballe, która w tej operze Donizettiego osiąga szczególnie istotny w tej partii balans między zjawiskową urodą głosu, fenomenalną plastycznością i swoistą kontemplacyjnością frazowania a ekspresją.
http://www.youtube.com/watch?v=1FCjKFp66hg
http://www.youtube.com/watch?v=DEgdS0dYQSQ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz