czwartek, 2 lutego 2017

"Dziadek Federer" i "Babcia Venus" znów na topie



       Mam od długiego czasu wrażenie, że narracja publiczna jest przesiąknięta tzw. ejdżyzmem.
W krajowych stacjach informacyjnych wiadomości prezentują niemal wyłącznie młode buzie podczas gdy standardem w tego typu telewizjach zachodnich, zwłaszcza amerykańskich, są dojrzali reporterzy i prezenterzy co w oczywisty sposób uwiarygadnia prezentowane przez nich treści związane z wielką międzynarodową polityką, gospodarką czy zjawiskami społecznymi.
Przed paroma miesiącami słuchałem podczas inauguracji sezonu w słynnej siedzibie Filharmonii Szczecińskiej Koncertu fortepianowego Griega w interpretacji  Joaquín'a Achúcarro - wybitnego, ale już bardzo sędziwego, pianisty baskijskiego. Jego interpretacja była, w moim odczuciu, wyjątkowa i mistrzowska, ale niektórzy melomani wyraźnie chcieli uzasadnić swoją rezerwę wiekiem artysty. Jedna z pań miała wątpliwości co do "sprawności palców co zapewne wiąże się z wiekiem pianisty". Istotnie, Achucarro nie epatował motoryką w stylu Lang Langa, zdarzały mu się nietrafione dzwięki, ale zarazem nie ukrywał w samej intepretacji swej życiowej dojrzałości i ogromnego artystycznego doświadczenia co powołało interpretację o rzadko spotykanej w przypadku koncertu a moll Griega szlachetności, powściągliwości w epatowaniu techniką i refleksji.
W ulubionej przez nas dziedzinie sztuki - ejżdzyzm nadszedł wraz z wejściem do opery mechanizmów współczesnej popkultury i szołbiznesu. 76 letni Placido Domingo jest wciąż aktywny na scenach operowych nie tylko jako dyrygent ale przede wszystkim - śpiewak. I to wciąż z dużym powodzeniem i bez taryfy ulgowej kreuje wielkie postaci. Ale i w przypadku tej ikony sztuki operowej pobrzmiewają protekcjonalne frazy w rodzaju "jak na zaawansowany wiek" lub "zmęcznie bardzo długą karierą" itp. Domingo jednak się nie poddaje i wciąż znajduje w sobie energię i motywację do konfrontacji z nieprzychylną częścią publiczności i krytyki. Ma jednak podstawowy atut: jest facetem, wciąż bardzo fizycznie atrakcyjnym, i mającym zastępy fanów (zwłaszcza fanek) na całym świecie. Możliwości wokalne Placida Dominga umożliwiły mu sięganie po partie barytonowe adekwatne do wieku.
Tego szczęścia, jako dojrzała kobieta, nie ma Renee Fleming - jedna z największych postaci światowej opery w ostatnim ćwierćwieczu. 58 letnia sopranistka w dobrej formie wokalnej jeszcze kilkanaście lat temu nie miałaby cienia wątpliwości, że warto kontynuować karierę sceniczną. Okazuje się, że czasy, podszyte ejdżyzmem, radykalnie się zmieniły. W teatrze operowym panuje dyktat reżyserów z jednej i dyktat transmisji kinowo-telewizyjnych z drugiej strony. W tej najbardziej umownej i konwencjonalnej ze sztuk realizatorzy i publiczność zaczeli oczekiwać, jak w kinie, wieku i wyglądu 1:1 adekwatnych do wieku odtwarzanej postaci. Rene Fleming w pełni rozpoznała to zjawisko i postanowiła się ze sceną operową pożegnać w swojej najlepszej roli - Marszałkowej z "Kawalera z różą" Ryszarda Straussa. W wywiadach artystka nie ukrywa, że żegna się ze sceną z żalem gdyż czuje się jeszcze w pełni artystycznej formy. Jednak zmusza ją do tego brak pierwszoplanowych ról da śpiewaczek w jej wieku. Takich, które nie naraziłyby ją podczas licznych transmisji kinowych na kpiny ze strony przywiązanej do filmowego realizmu publiczności. Smutne.
Amerykańska diwa Renee Fleming kończy karierę sceniczną z powodu ejdżyzmu współczesnej publiczności

I wreszcie nasza ulubiona dyscyplina sportu - tenis. Tutaj ejdżyzm jest obsesją polskich i nie tylko polskich sprawozdawców sportowch, którzy na każdym kroku podkreślają wiek sportowca. Gdy mecz się nie układa powód jest prosty: w  t y m  wieku (np. 32, 33 lub 34 lat) już pewne rzeczy nie wychodzą. W t y m wieku długi mecz to wyrok. Gdy "starcowi" mecz się układa dobrze, co więcej zaczyna zbliżać się do pozytywnego rozstrzygnięcia a po drugiej stronie siatki stoi zawodnik/zawodniczka o dekadę młodszy/młodsza komentator nie kryje zdziwienia a nawet niepokoju oraz licznych wątpliwości: "doświadczony zawodnik potrafi wykorzystać słabszą dyspozycję przeciwnika", "to prawdopodobnie już ostatnie przebłyski formy, bo wieku nie da się oszukać" itd.
Najbardziej spektakularną ofiara medialnego ejdżyzmu jest bez wątpienia wielki szwajcarski sportowiec i żywa legenda tenisa - Roger Federer, który w wieku 35 lat przed paroma dniami wygrał swój osiemnasty turniej wielkoszlemowy. Jednak już przed dwoma laty eksperci wyrażali pełne przekonanie, że "Federer już nigdy nie wygra turnieju wielkoszlemowego gdyż wieku się nie oszuka". " Nie wygra, bo idą nowi, młodzi i żadni krwi" - dodawano. Podobny swoisty ostracyzm spotkał amerykańską gwiazdę tenisa Venus Villams, która w tegorocznym turnieju wielkoszlemowym Australian Open, w wieku 37 lat (!), osiągnęła finał. Przez wiele ostatnich lat ze wszystkich stron namawiano ją do "godnego zakończenia kariery sportowej" i "nie rozmieniania swojej legendy na drobne".
Kult młodego wieku i ciała o ile relatywnie zrozumiały na wybiegach mody dla nastolatków lub magazynach erotycznych dla mężczyzn o tyle w wielu innych dziedzinach wydaje się, jak każde uproszczenie, łatwym i chętnie stosowanym wytrychem, który szybko tłumaczy sukcesy jednych a porażki drugich. Rzeczywistość się okazuje, nie po raz pierwszy, daleko bardziej złożona. Gdzieś chyba zapomnieliśmy o potędze doświadczenia i dojrzałości psychicznej, sztuce balansu emocjonalnego i intelektualnego. Okazuje się, że we współczesnych tenisie to wręcz oczywista oczywistość. 35 letni Roger Federer w drodze na szczyt tegorocznego AO pokonał wielu czołowych zawodników Touru nie rzadko sporo młodszych. W męskim finale Australian Open przeciwko sobie grali zawodnicy: 35 i 31 letni. W damskim finale siostry Williams: 37 letnia Venus vc 36 letnia Serena. W planie całych sezonów do finałów wielkoszlemowych najczęściej docierają zawodnicy w okolicach 30 roku życia. Młode zawodniczki i zawodnicy (w przedziale 20-25 lat) wciąż nie są w stanie zagrozić weteranom a czasy gdy turnieje wielkoszlemowe wygrywały nastolatki i nastolatkowie, jak się wydaje, minęły bezpowrotnie.
Dlaczego tak się dzieje i jakie są możliwe powody tego, że w tenisie na najwyższym poziomie jest coraz więcej miejsca dla dojrzałych ludzi i ojców czworga dzieci (Federer) a stosunkowo mniej dla wyluzowanych i aroganckich młodzików (Kyrgios)? To osobny wielowątkowy temat.